Zapragnęłam tkania delikatniejszych materiałów. Dawno temu zamówiłam płochę o gęstości 20 szczelin na cal (czyli 2,5 cm).
Kiedy ją kupowałam, wydawało mi się, że będzie za gęsta do czegokolwiek, co
chciałabym utkać, a okazało się, że jeszcze ją zagęszczam do 30 żeby uzyskać zbalansowaną
tkaninę z cienkiej bawełny i lnu.
Przy takiej pracy nawijarka do cewek staje się nieodzowna. Po spaleniu
silniczka mężowej wkrętarki następna w kolejce była wiertarka udarowa, więc trzeba
było znaleźć inne rozwiązanie. I tu znowu przydała się myśl techniczna mojego zdolnego męża.
Znalazł w piwnicy sklejkę, regulator obrotów, wtyczkę z kablem oraz zepsuty silniczek od "niewiadomoczego". Silniczek naprawił lutując mu zwoje i z tych wszystkich
elementów stworzył nawijarkę! Sprawdza się doskonale, chodzi cichutko.
Technika nawijania przędzy jest istotna.
Cewka z nawojem powinna się zmieścić w czółenku i swobodnie obracać, nie może być więc za gruba.
Jeżeli nić będzie nawinięta za blisko końców cewki, w trakcie pracy będzie z niej zjeżdżać, rozwijać się i blokować.
Dobrze jest zadbać o prawidłowe napięcie nitki. Za luźno prowadzona (miękki nawój) będzie się zsuwać, za mocno naprężona wrzyna się i zrywa.Najlepiej jest unieruchomić motek czy nawój, z ktorego idzie nitka tak, żeby nie podskakiwał i uniknąć w ten sposób zmiennego naprężenia.
Mój sposób to nawinięcie zgrubienia z jednego końca, potem z drugiego, a następnie wypełnienie środka pomiędzy nimi. Tak nawinięta nić rozwija się swobodnie z czółenka i nie blokuje się podczas tkania..
 |
rzut oka z góry |
|
a tu urządzenie w trakcie testów... |