Utkałam kilka fragmentów w różnych kolorach, a teraz powoli przekształcam je w torby (koralową już pokazywałam).
Przy tej okazji zaprzyjaźniam się z maszyną do szycia, nie jest to łatwa przyjaźń, bo Łucznik 451 ma swoje lata i odmawia współpracy przy grubych tkaninach, a nawet nie wpuszcza ich pod stopkę.
W ostatnich dniach powstały dwie torebki:
- czarna - z cieniowanymi paskami włóczki ze sprutego szalika (spodobał mi się ten akryl, uprałam, sprułam, a teraz leży i czeka na takie okazje tzn, żeby ożywiać jakieś tło)
- zachodzące słońce - ta powstała z nienoszonych już ciuchów koleżanki w określonej gamie kolorystycznej
A tu podpatrzone dziś w TK Maxx - torby ogromniaste - jedna ze szmatek i sznurka, kolejne wyglądają jak uszyte ze starych kilimów, albo sznurkowych chodników.