Utkałam kilka fragmentów w różnych kolorach, a teraz powoli przekształcam je w torby (koralową już pokazywałam).
Przy tej okazji zaprzyjaźniam się z maszyną do szycia, nie jest to łatwa przyjaźń, bo Łucznik 451 ma swoje lata i odmawia współpracy przy grubych tkaninach, a nawet nie wpuszcza ich pod stopkę.
W ostatnich dniach powstały dwie torebki:
- czarna - z cieniowanymi paskami włóczki ze sprutego szalika (spodobał mi się ten akryl, uprałam, sprułam, a teraz leży i czeka na takie okazje tzn, żeby ożywiać jakieś tło)
- zachodzące słońce - ta powstała z nienoszonych już ciuchów koleżanki w określonej gamie kolorystycznej
A tu podpatrzone dziś w TK Maxx - torby ogromniaste - jedna ze szmatek i sznurka, kolejne wyglądają jak uszyte ze starych kilimów, albo sznurkowych chodników.
One są ekstra! Zupełnie serio - podobają mi się jak diabli.
OdpowiedzUsuńdziękuję :), wczoraj jedna przeszła chrzest bojowy - zabrałam ją na spacer
UsuńO żesz! Ta czarna z akcentami jest boska. Ta a la szmaciak brązowy jest nieziemska, jak dla mnie. A i "kilimowa" oraz "koszykowa" świetne. Cuda, panie, cuda!
OdpowiedzUsuń:) dziękuję
Usuńta "brązowa" jest w realu bardziej bordo, ale to pewnie wina aparatu i komputerów, które przekłamują kolory